Rozdział dwudziesty dziewiąty.

Jedyne o czym myślałem w tym momencie to jak najszybsze dotarcie do szpitala. Niestety pomimo tego, że Jazmyn jechała jak najszybciej tylko mogła, droga do szpitala bardzo mi się dłużyła.
-Nie możesz jeszcze trochę przyspieszyć?- zapytałem z nadzieją.
-Justin już teraz przekraczam dozwoloną prędkość, jeśli nie chcesz by nam też coś się stało to nie, nie zrobię tego. – zerknęła na mnie.- Nie martw się, wszystko będzie w porządku.
Parsknąłem. W porządku? Teraz nic nie jest w porządku.
-Żartujesz tak? Lily po raz kolejny raz leży w szpitalu a je nie wiem o co chodzi i w jakim jest stanie.
-O to chodzi Justin, nie wiesz co się stało, więc dlaczego zawsze zakładasz najgorsze? Znasz Lily, jest silna i da sobie radę… Do tej pory dała.
-Po prostu… jestem zły na siebie. To wszystko moja wina.
-Nie mów tak.
-Ale to prawda! Gdybym był przy niej nic by jej się nie stało.
-Przecież nie możesz być przy niej cały czas. Nie martw się, jeszcze dwie minuty i będziemy na miejscu.

Kiedy znaleźliśmy się już pod szpitalem, Jazmyn wysadziła mnie przy najbliższym wejściu i pojechała dalej szukać jakiegoś miejsca parkingowego. Nie czekając na nią, wbiegłem do szpitala, wyciągając telefon z kieszeni. Musiałem się dowiedzieć gdzie znajduję się Lily, a najlepszym rozwiązaniem był szybki telefon do jej taty.  Gdy miałem wybierać numer telefonu, usłyszałem swoje imię.
-Justin, tutaj.- odwróciłem się w stronę, z której dobiegł  głos. Odetchnąłem, gdy zobaczyłem pana Shirley.
-Akurat miałem do pana dzwonić. Czy wiadomo co stało się Lily? W jakim jest stanie?
-Lekarze właśnie przeprowadzają dokładniejsze badania, niestety  jest nieprzytomna. Nie wiem co się stało. Wyszła z domu, powiedziała mi, że musi wrócić po coś ważnego do szkoły a jakieś pół godziny później dostałem telefon, że miała wypadek i zawieźli ją do szpitala.
-Więc to stało się w szkole?- spojrzałem na niego zdziwiony.
-Na to wygląda, zadzwonił jakiś nauczyciel, który akurat przygotowywał sale na sobotnie spotkanie jakiegoś klubu. Podobno usłyszał głos i wyszedł na korytarz sprawdzić co się stało, Lily leżała na podłodze przy schodach i nie oddychała. Był w takim szoku, że od razu zadzwonił na pogotowie.
-Nie mogę uwierzyć, że to znowu się stało. Czy policja wie o tej sprawie?
-Tak, oczywiście. Byli tutaj po spisaniu zeznań tego nauczyciela, chcieli porozmawiać z Lily.
Nie wytrzymałem, uderzyłem pięścią w ścianę. Nienawidziłem tego, że jestem taki bezradny. Chciałem wiedzieć co się stało i chciałem, żeby z Lily było wszystko w porządku.
-Justin… Chciałbyś do niej zajrzeć?- zapytał niepewnie.
-J-ja przepraszam, chyba powinienem się przewietrzyć. Wrócę za chwilę dobrze?
Patrzył na mnie w ciszy i zobaczyłem zrozumienie w jego spojrzeniu.- Oczywiście Justin, przyjdź kiedy trochę ochłoniesz. Napisze Ci SMS-em numer sali, a gdyby coś się działo zadzwonię do Ciebie.
Pokiwałem głową i bez słowa wyszedłem ze szpitala.
-Justin?- usłyszałem głos Jazmyn.- Dlaczego nie jesteś u Lily?
- Po prostu musiałem ochłonąć.- szepnąłem.- Nie chciałem ta wchodzić, gdy jestem w takim stanie.
-Dowiedziałeś się czegoś?
-Tak, spotkałem tatę Lily. Podobno stało się to w szkole… Jazmyn to wszystko nie ma sensu, najpierw ktoś ją potrącił, a teraz to? Przecież Lily umie schodzić po schodach. Jeszcze te wszystkie wiadomości, które dostaje anonimowo.
-Myślisz, że za tym wszystkim stoi jedna osoba?- zapytała niepewnie.
-Nie wiem, już nic nie wiem Jazmyn. Jeśli tak to kto to by mógł być? Kto jest tak popierdolonym człowiekiem, że robi to wszystko?
-Dowiemy się tego wszystkiego. Policja na pewno sprawdzi nagrania ze szkoły, przecież na pewno są tam jakieś kamery i któraś kogoś na pewno zarejestrowała. Wiem, że to wszystko nie jest proste ale nie możesz się poddać rozumiesz? Zrób to dla Lily, ona potrzebuje wsparcia. A teraz pójdziemy do niej dobrze?
Pokiwałem głową.- Masz rację, chodźmy sprawdzić czy wiadomo coś o stanie Lily.- wymusiłem lekki uśmiech i sprawdziłem telefon.- Sala 332, trzecie piętro.
-Kochasz ją prawda?
Nacisnąłem odpowiedni guzik w windzie i westchnąłem.
-Tak bardzo to widać?
-Oczywiście… Patrzysz na nią tak jakby była całym Twoim światem.
-To głupie, ale może faktycznie tak jest. Nigdy nie czułem się tak, jak czuje się przy niej. Ale jestem kretynem i wszystko zacząłem od złej strony, a teraz jeszcze to.
-Zasługujesz na to, zasługujesz na szczęście.- uśmiechnęła się lekko., wychodząc z windy, gdy ta zatrzymała się na odpowiednim piętrze.
Postanowiłem to przemilczeć, zdecydowanie nie zasługiwałem na to po tym wszystkim co jej zrobiłem. Nienawidziłem siebie za to jak zacząłem naszą znajomość.
-Hej, przestań się zadręczać. Znalazłam sale 332, to tutaj prawda?
-Tak.- nie czekając ani chwili dłużej wszedłem do sali. – O mój Boże.- szepnąłem i szybko podszedłem do łóżka.
-Jest nieprzytomna, ale lekarze powiedzieli, że jej stan jest stabilny i obudzi się prawdopodobnie nie długo.- szepnął jej tatę, który siedział przy łóżku, trzymając ją za rękę.- Wszystko powinno być w porządku, ale lekarze robią dalsze badania.
Spojrzałem z łzami w oczach na Lily i złapałem jej dłoń.
-Czy wiadomo już co dokładnie stało się w szkole?- spojrzałem na pana Shirley.
-Policja ma być tutaj za kilkanaście minut, podobno coś znaleźli. Możliwe, że tobie też będą chcieli zadać kilka pytań.
Pokiwałem głową.- Rozumiem.
-Czy to nie jest ryzykowne? W końcu jesteś nauczycielem Lily, możesz mieć problemy.
-Nie obchodzi mnie to Jazzy, jeśli chcą ze mną rozmawiać to możliwe, że znaleźli powiązanie między tymi sprawami. Zresztą zrobię wszystko, by sprawa w końcu się wyjaśniła.- warknąłem i chwyciłem mocniej dłoń Lily. Nie mogłem dopuścić, by coś jeszcze się jej stało.

Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko. Świeże powietrze znalazło się w moim organizmie i od razu poczułem się odrobinę lepiej. Musiałem na chwilę wyjść ze szpitala, nienawidzę tego miejsca. Nagle zobaczyłem postać, która od razu cofnęła się gdy mnie zobaczyła.
-Ashley? Co ty tutaj robisz?- zapytałem zdziwiony. Teraz gdy jej się przyjrzałem, zobaczyłem, że płakała i była cała roztrzęsiona.- Coś się stało?
-N-nie… słyszałam o Lily, musiałam przyjść i zobaczyć czy wszystko jest w porządku.
-Jest nieprzytomna, ale… chwila.- spojrzałem na ni podejrzliwie.- Skąd wiesz o tym, że Lily jest w szpitalu?
-J-ja powinnam już iść.- Gdy chciała się odwrócić i odejść szybko złapałem ją za rękę.
-Nigdzie nie pójdziesz jeśli nie wyjaśnisz mi o co w tym wszystkim chodzi. Dobrze wiem, że nie dowiedziałaś się o tym od taty Lily bo wspominał, że dzwonił tylko do mnie. Nie powinnaś też być wtedy w szkole, było dawno po lekcjach, Lily wróciła tylko po pewną rzecz, a pan Brown przygotowywał salę dla swojego klubu, który spotyka się w soboty.- Gdy nadal milczała, nagle zrozumiałem.- Ty wiesz co się stało, albo zrobiłaś to sama albo komuś pomogłaś! Tak czy inaczej jesteś w to wszystko zamieszana.
-Nie Justin, to nie tak! Przysięgam, że to nie byłam ja.
-W takim razie skąd to wszystko wiesz co? I dlaczego jesteś taka roztrzęsiona? Zresztą wiesz co? Nie mam ochoty z Tobą o tym wszystkim rozmawiać, zaraz będzie tutaj policja i to im wszystko opowiesz.
-Nie! Proszę powiem Ci wszystko tylko nie dzwoń na policję. Wiem kto to zrobił, próbowałam temu zapobiec, ale nie umiałam.
-Więc dlaczego nikomu nic nie powiedziałaś?! Jesteś aż tak głupia?!
-Nic nie powiedziałam bo chodzi o moją siostrę!
Przez chwilę patrzyłem na nią w szoku.
-Twoją siostrę? A kim do cholery jest Twoja siostra i dlaczego robi tak okropne rzeczy?
-Ty nic nie pamiętasz prawda?- spojrzała na mnie z odrazą.
-Nie wiem o co Ci do cholery chodzi, więc albo wyjaśnisz o co do cholery Ci chodzi albo naprawdę zaprowadzę Cię na policję.
 -Moją siostrą jest Cassie.
-Jaka Cas- przerwałem, gdy nagle coś zrozumiałem. Znałem ją.
-Dokładnie ta Cassie. O-ona dowiedziała się, że się przeprowadziłeś i zostałeś moim nauczycielem. Prosiła mnie tyle razy bym wspomniała Ci o niej, ale ja nie mogłam rozumiesz? Wasze rozstanie ją zniszczyło i nie chciałam żeby wszystko znowu się powtórzyło, ale ona nie chciała słuchać. Pewnego dnia chciała Cię odwiedzić i wtedy zobaczyła Cię z Lily. Była wściekłą rozumiesz? Nigdy jej takiej nie widziałam. Stwierdziła, że musi coś zrobić, gdy dowiedziała się ile Lily ma lat zrozumiała, że jej wiek nigdy nie był problem, że zerwałeś z nią nie z powodu różnicy wieku, a dlatego, że po prostu nie chciałeś z nią być. Bałam się, że zrobi coś głupiego, dlatego zbliżyłam się do Lily, myślałam, że w ten sposób będę mogła jej pomóc lecz Cassie się to nie spodobało, a resztę już znasz.-szepnęła.- Przysięgam, że nie chciałam, żeby coś stało się Lily, nie wiedziałam, że Cassie zaplanowała te wszystkie okropne rzeczy, dopiero dzisiaj wszystko mi powiedziała, dlatego tutaj przyszłam, chciałam sprawdzić co z Lily.
- O mój Boże.-szepnąłem w szoku. – Przecież to chore, ona mogła zabić Lily, zdajesz sobie z tego sprawę? Musisz to wszystko powiedzieć policji. Nie obchodzi mnie to, że to jest Twoja siostra rozumiesz?
-J-justin ty nie rozumiesz, ona nie jest sobą. Odstawiła swoje leki i nie jest sobą.
-Jakie leki?
-Ty nic nie wiesz prawda?
-Co mam wiedzieć?
-Cassie ma zaburzenia osobowe, gdy bierze swoje leki wszystko jest w porządku, ale gdy je odstawi… gdy je odstawi jest okropna .
-Cassie nigdy nie wspomniała przy mnie o żadnych lekach.
-Nie dziwie się, naprawdę Cię kochała i nie chciała żebyś miał ją za jakąś wariatkę.- szepnęła, trzęsąc się.
-Ashley rozumiesz, że nic nie tłumaczy jej zachowania prawda? Nie powinnaś bronić jej za wszelką cenę ponieważ to rani też Ciebie. Cassie potrzebuje pomocy i kogoś kto ciągle będzie przy niej a ty masz swoje życie i nie jest możliwe żebyś zawsze mogła być przy niej i ciągle jej pilnować.
-Więc co mam zrobić? Nienawidzę tego jak się zachowuje i nienawidzę jej za to co zrobiła, ale to moja siostra.
-Zaraz będzie tutaj policja, a ty im wszystko opowiesz rozumiesz?

Nie mogłem uwierzyć we wszystko co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Nigdy nie domyśliłem się, że Cassie będzie osobą, która rozkręciła to wszystko. Nienawidziłem jej za to.
Poznałem ją w bardzo ciemnym okresie mojego życia. Byłem wtedy uzależniony i jedyne na czym mi zależało to zdobycie nowej dawki narkotyku. Poznałem wtedy kilka znajomych, a jedną z tych osób była Cassie. Kręciliśmy ze sobą trochę, ale nie traktowałem tego na poważnie, zresztą ciągle jej to powtarzałem. Gdy w końcu wziąłem się w garść i próbowałem rzucić narkotyki wcale mi tego nie ułatwiała, więc postanowiłem wyprowadzić się z miasta i zacząć wszystko od nowa. Nie wiedziałem, że kilka lat później ta dziewczyna stanie mi na drodze i po raz kolejny namiesza w moim życiu.
Westchnąłem i przeczesałem swoje włosy. Prawie całą noc przesiedziałem na komisariacie, próbując wyjaśnić całą sytuację. Gdy w końcu podpisałem swoje zeznania i byłem wolny od razu wróciłem do szpitala. Dostałem telefon od pana Shirley, który poinformował mnie o tym, że Lily wybudziła się ze śpiączki i po rozmowie z lekarzem nie odzywa się do nikogo. Właśnie stałem pod drzwiami jej sali jak kretyn i zastanawiałem się co jej powiedzieć.
Wziąłem głęboki oddech i nacisnąłem lekko klamkę, wchodząc do środka. Od razu podszedłem do łóżka i chwyciłem lekko dłoń dziewczyny.
-Lily?- szepnąłem niepewnie.- Co się stało? Twój tata zadzwonił i powiedział, że nie chcesz z nikim rozmawiać, to przez rozmowę z lekarzem? Powiedział coś złego?
Cisza.
-Lily, proszę Cię porozmawiajmy. Musze Ci wszystko opowiedzieć, wyjaśnić.
-Nie mamy o czym rozmawiać Justin.- szepnęła i spojrzała na mnie pustym wzrokiem.- Tata mi wszystko powiedział.
-J-jesteś na mnie zła prawda? Wiem, że to wszystko moja wina Lily, gdyby nie błędy mojej przeszłości nie leżałabyś tu teraz i-
-Byłam w ciąży.- przerwała mi nagle.
- I wiesz że to wszystk- przerwałem i spojrzałem na nią w szoku.- Co? Jak to byłaś w ciąży?
-Byłam w ciąży. Lekarz przyniósł mi ostatnie badania. Straciłam dziecko przez ten upadek.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy? Poczułem, że w moich oczach zbierają się łzy. Gdy otworzyłem usta by coś powiedzieć Lily po raz kolejny mi przerwała.
-Myślę, że najlepiej będzie, gdy zerwiemy kontakt.- szepnęła.
-Jak to zerwali kontakt? O czym ty mówisz Lily.
-Uważam, że najlepiej będzie jeśli zerwiemy kontakt Justin.- powtórzyła, spuszczając wzrok.- Nie widzisz tego? Nie pasujemy do siebie.
-Czy to wszystko przez-
-Nie Justin. Zresztą wiesz co? Nie chce o tym rozmawiać po prostu nie zostaw. Proszę. Chcę pobyć sama. Chcę zacząć wszystko od nowa, proszę zrozum to.
Po chwili ciszy, pokiwałem głową.
-Rozumiem.- odchrząknąłem.- Zostawię Cię w spokoju.- wstałem i spojrzałem na nią ostatni raz.- Pomimo tego wszystkiego chcę żebyś wiedziała, że Cię kocham i nigdy nie przestanę. Nawet, gdy już nigdy w życiu Cie nie zobaczę.- wychodząc z pokoju, zauważyłem, że otworzyła usta, by coś powiedzieć jednak nie mogłem zostać tam dłużej. Nienawidziła mnie. A ja w tym momencie nienawidziłem siebie bardziej.

 Kilka dni później…

-Justin, nadal nie rozumiem dlaczego chcesz wyjechać.
-Jazmyn, tłumaczyłem Ci już kilka razy, nic tu po mnie.
-Nawet o nią nie zawalczysz? Przecież ją kochasz!
-To nie ma znaczenia, nie rozumiesz? Ona mnie nienawidzi i poprosiła, bym ją zostawił i właśnie to zrobię, Lily zasługuje na szczęście, a nie będzie szczęśliwa, gdy będzie musiała patrzeć na moją twarz. To wszystko przeze mnie rozumiesz? I nic co powiesz nie zmieni mojego zdania.- wziąłem walizkę i spakowałem ją do samochodu, zamykając bagażnik.- No to chyba wszystko, czas na pożegnanie.
Poczułem jak szczupłe ręce mojej siostry oplatają mocno moją talię.
-Obiecuj, że będziesz dzwonił.
-Obiecuje.- uśmiechnąłem się lekko.- A ty obiecaj, że gdy tylko znajdziesz chwilę wolnego czasu odwiedzisz mnie.
-Obiecuje.- uśmiechnęła się, puszczając mnie.- Do zobaczenia Justin, zadzwoń jak dojedziesz na miejsce.
Pokiwałem głową i wsiadłem do samochodu. Uruchomiłem silnik i ostatni raz spojrzałem na okolicę, w której mieszkałem. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech, ruszając. Już nic nie tutaj nie trzyma.